O miłości do końskiego gatunku
Dziś święto jeźdźca, czyli popularny Hubertus. Z tej okazji zamierzałam pokazać nowoczesny dom w starej stajni. Jednak zamiast tego odsłonie trochę swojego prywatnego świata. Niech to będzie uzasadnienie dla mojego zachwytu wnętrzami w stajniach i stodołach.
Podobno z miłością do koni człowiek się rodzi. Potrzeba tylko impulsu, żeby obudzić pasję. Moją obudziła córka, która od od maluszka uwielbiała koniki i była pierwszym jeźdźcem w rodzinie. Wspólne wycieczki konne to bezcenne chwile.
Mamy szczęście mieszkać w niezwykle malowniczej okolicy. No to w drogę…
Nie jestem wytrawnym jeźdźcem ani entuzjastką wyścigów i sportów jeździeckich. Ale fascynują mnie te piękne i niezwykle wrażliwe zwierzęta. Obcowanie z nimi napawa radością.
A tutaj piękne wnętrze w starej stajni (klik).
zdjęcia: littlemiphotos.blogspot.com
11 Responses to “O miłości do końskiego gatunku”
Piękne zdjęcia, wspólna pasja, bezcenne!!!
Przepiekne zdjecia, a konie to wspaniałe, mądre zwierzęta:) sama jednego czasu sporo jeździłam
A ta trójka to chyba Twoi sąsiedzi 🙂
Moje córki uwielbiają konie, ale to chyba nie jest genetyczne………….. Piękne zwierzęta i piękne zdjęcia
Uwielbiam konie!!! Kiedyś nawet uprawiałam skoki. Co za sport! Co za cudowne zwierzęta! No i konie bardzo pasują do moich klimatów meksykańskich. Czyli wszystko się zgadza… I jeszcze jedno: Kasia, wyglądasz super w zestawie jeździeckim, bardzo profesjonalnie 😉
Dzięki Dagmara, ja niestety na skoki jeszcze nie mam odwagi, ale czasem mi się jakiś skok niechcący w terenie przydarzył 😉
Uwielbiam konie i zdjęcia koni! Pięknie wyglądają we wnętrzach. Zdjęcia nie konie 😉 Chociaż Moooi mogłoby mieć na ten temat inne zdanie 😉
Moooi tak 😉
Cześć, ciesze się ze spotkałem kolejną osobe kochającą te piękne zwierzęta. Jak widze to gorącokrwiste 🙂 ja gustuje akurat w cięższych koniach, posiadając dwie duże panienki 🙂 Co do hubertusa to rzeczywiście jest to święto koniarzy, jednak zaadoptowane ze święta łowczych, którego nie lubię z uwagi na gonitwy za lisami i szczucie psami. Ale ponoć to ma być przeszłość. A że tak spytam koniki na zdjęciach Twoje czy stajenne? Bo fotki zrobione na ujeżdżalni? 🙂 ja nie lubię ujeżdżalni, teren, las, łąki i górki to jest to do czego moje maleństwa są przyzwyczajone od początku. Teraz mamy fajną dziką ścieżke nad niedalekie jezioro gdzie ludzie normalnie biwakują. To jest jazda gdy siedzą przy grillu a tu z lasu dwa konie wychodzą 🙂
Konie z zaprzyjaźnionej małej stajni. Tuz za ujeżdżalnią jest wyjście w teren, tj.rezerwat przyrody, pola, lasy więc często z tego korzystamy. Ujeżdżalnia przydaje się żeby się czegoś nauczyć, ale rzeczywiście w terenie to inna jazda. Konie faktycznie gorącokrwiste, czasem je nawet ponosi 😉 Córka marzyła o własnym koniu i był na to konkretny plan, a na jakiś czas odpuszczamy, bo zmieniły się priorytety.
A tak przy okazji z arachida szkoliłam się w archicadowni w Krakowie. Właściciel firmy pochodzi z Dwerniczka w Bieszczadach, jego rodzina prowadzi gospodarstwo agroturystyczne z końmi Rusinowa Polana- świetne trasy, świetne konie. Nawet stworzyli tam w Rusinowej Polanie archicadownię, ale z tego co pamiętam nie była zbyt często wykorzystywana do szkoleń.
A to było szkolenie grupowe jak mniemam 🙂 ja mam swoje ścieżki w lasach w mojej okolicy którą uwielbiam. Niby w aglomeracji a terenu multum. O Rusinowej Polanie słyszałem. O archicadowni też. Nic do nich nie mam ale miałem kursantów którzy tam się szkolili. A co do koni to moje szajbusy też czasem poniosą. Dzisiaj np mieliśmy wywrotke i oboje tzn ja klacz leżeliśmy chwile na śniegu. Ale kto niejeździ to nie spada 🙂